3 września

Kraków jak zawsze pełen turystów. Brakowało mi podsłuchiwania rozmów w językach obcych i niezidentyfikowanych. 
_________________________________________________________________________

W tramwaju starsze panie dyskutowały o swojej karierze teatralnej w latach 50. To Ty powinnaś wtedy wystąpić, a nie Irka. Przecież ona w ogóle nie umiała śpiewać. Cisza. Nie widziałam jej reakcji, mogłam tylko domyślać się jak wygląda jej milczenie. Ta historia była taka piękna, ale przedstawienie nie było piękne. Reżyser powinien wybrać Ciebie. Cisza. Nie zamieniły już ze sobą słowo. Czułam jak, za moimi plecami, coś wisi w powietrzu - niechciana melancholia i szczypta żalu. Panie pożegnały się przy Starowiślnej. Niezgrabnie, niechętnie i na pół gwizdka. Niespełnione marzenia bolą nawet po upływie kilku dekad - pomyślałam. 
_________________________________________________________________________

Zapisane: 2 września. Po południu. Jestem już jedną sprawę do załatwienia w Krakowie do przodu. Uzyskałam zaliczenie praktyk, po których, wiem że pisanie, dyktowane klikalnością, mnie niezwykle smuci. Piję czarną gorzką kawę w ogródku McDonalda przy Szewskiej. Chciałabym by padał deszcz, ten skwar odbiera mi resztki wody z organizmu. Powtarzam wdechy i wydechy. Wierci mi się w żołądku ze stresu. Latem mam nasilone objawy choroby lokomocyjnej. Nawet jadąc tramwajem przez miasto odczuwam mdłości. 

Cały dzień mdłości. 

Obok młody Brytyjczyk rozmawia ze starszym Amerykaninem z Nowego Jorku. Chyba poznali się dziś. Podróżują samotnie. Widzę że wspólnie wertują mapę Krakowa w poszukiwaniu pozostałości po Holokauście. 
_________________________________________________________________________

Nikt mnie nie zabił. Żyję. Choć wciąż tak wiele pozostało do załatwienia i naprostowania.