31 sierpnia

Właśnie kończy się kolejny sierpień mojego życia. Co dziwne, nawet po latach od zakończenia szkoły, 1 września stanowi granicę. Czas pożegnać się z latem.

Pamiętam swój pierwszy 1 września po maturze - tak się złożyło że jechałam tego dnia do Poznania. Musiałam wstać w okolicach 4 rano na pociąg o 5. Najpierw jechałam do Lublina. Im bliżej miasta, do pociągu, wsiadało coraz więcej ubranych na galowo. Białe koszule, sztywne kołnierzyki, niewygodne marynarki. Buty wyczyszczone na błysk, a u dziewczyn nawet szpilki założone może i pierwszy raz w życiu. 

Może był pomiędzy nami rok różnicy, może trochę więcej. Oni jechali do szkoły, a ja podpisać swoją pierwszą w życiu umowę na wynajem mieszkania. Miałam zimne dłonie ze zdenerwowania. A w portfelu 400 zł na kaucję, która przy wyprowadzce skurczyła się do 50 zł. 


Przez kolejne 2 lata przemierzyłam tę trasę wielokrotnie. O tej nieludzkiej porze niebo zawsze zawstydzało swoim pięknem. Pamiętam że tamtego poranka słuchałam Anathemy, której muzykę podesłał mi przyjaciel, dzień wcześniej.

Tego dnia poznałam się z ludźmi, z którymi mieszkałam do końca czerwca następnego roku. W mieszkaniu, przy ulicy Keplera, na poznańskim Grunwaldzie. Fajnie było, miło i przyjacielsko. Choć, wraz z ostatnim załatwieniem spraw mieszkaniowych, nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.

Siedzę teraz w tym samym pokoju, co wtedy w 2011 roku. 5 lat temu rozpowiadałam na prawo i lewo, że już kończę z farbowaniem włosów i zapuszczam swoje naturalne myszowate. Jakieś 5 miesięcy później nosiłam różowe włosy, potem blond, potem znów rude, a potem znów gorzką czekoladę. Ten kolorowy rollercoaster trwał do zeszłego roku, gdy faktycznie ufarbowałam włosy po raz ostatni.

Ale wciąż, albo znów, siedzę w tym samym pokoju. I nie mogę zrozumieć jak to wszystko mogło się wydarzyć.